sobota, 3 stycznia 2015

Książka Blogerchef W sieci przepisów i V półfinał w Lublińcu.




































Kilka dni temu kurier dostarczył mi długo wyczekiwany egzemplarz książki Blogerchef, w której to można znaleźć kilka słów na mój temat jak i dwa przepisy mojego autorstwa.


Gdy tylko otworzyłam książkę, pomyślałam, że to najwyższy czas, by w końcu opisać V półfinał konkursu Blogechefa, w którym miałam zaszczyt brać udział.Trzymając książkę w
rękach, przeglądając kolejne strony, na myśl przyszły mi same miłe chwile związane z tym wydarzeniem. 
Wydanie jest bajeczne! Piękne zdjęcia, przejrzystość przepisów, doskonały papier i ten zapach świeżego druku…
Możemy w niej znaleźć przepisy półfinałowe i finałowe wszystkich osób biorących udział w drugiej edycji konkursu BLOGERCHEFF. Jest to przepięknie zilustrowana i opisana
kulinarna przygoda blogerów. Taka opowieść z fajnym "happy endem", gdzie możemy śledzić losy uczestników. Osobiście jestem w niej zakochana, pewnie dlatego, że kawałek mnie miało wkład w tworzenie tego kulinarnego kawałka dotąd nie spisanej historii.
Udział w tym wydarzeniu był dla mnie czymś zupełnie nieznanym i innym. Gotowanie na żywo, przy publiczności znane mi było jedynie i wyłącznie z telewizji. 

Byłam zaskoczona, ile emocji może temu towarzyszyć.
W wielkim skrócie opiszę Wam swoją przygodę.
Po niezwykle długiej podróży z małymi niespodziankami dotarłam na miejsce. Jak zawsze towarzyszył mi mój najsurowszy krytyk kulinarny –mąż. Gdy tylko zameldowaliśmy się w hotelu przyszła pora na warsztaty. Na pierwszy ogień- Vege.
 Czyli jak szybko i zdrowo przygotować coś pysznego. 
Pomysły były fajne, ale jak przystało na typowego mięsożercę nie do końca mnie to przekonało. Szefowie kuchni Hotelu Zamek Lubliniec pokazali nam kilka fajnych przepisów, jednakże brakowało mi pysznego mięsa. 
Najbardziej podobała mi się zabawa z ciekłym azotem. „Potraktowane” nim soki w mgnieniu
oka zamieniały się w pyszne sorbety o ciekawej strukturze.









Mimo, że potrawy zaserwowane przez szefów kuchni były bardzo smaczne i efektowne, to i tak kolacja w wersji vege była dla mnie ogromnym wyzwaniem.




Po kolacji odbyła się degustacja win zorganizowana przez Winnicę Fronton, która zadbała o to, by uczestnicy konkursu w pełni mogli cieszyć się wspaniałym aromatem najlepszych win.


Cała degustacja delikatnie się przeciągnęła i z lekkim bólem głowy zmuszona byłam stawać w szranki z pozostałymi uczestnikami. 
Na domiar tego wszystkiego Przewodniczący jury Mirek Drewniak wylosował mnie jako pierwszą. Zespół z jakim miałam pracować od razu przypadł mi do gustu, więc bez żadnego stresu zaczęłyśmy gotowanie, która pod sam koniec przerodziła się z walkę z czasem. Jednak dzięki wsparciu wielu osób i drużynie, która nie dała za wygraną udało nam się wydać dania.
Droga do stolika jurorskiego ciągnęła się w nieskończoność. Z poprzednich półfinałów wiedziałam, że tu nie ma zmiłuj. Jak coś jest nie tak - nie ma lekko. Znaleziono dwa minusy niedosolony makaron i lekko przeciągnięta polędwiczka, albo z tego wszystkiego reszty już nie usłyszałam.I dopiero wtedy wszystko nabrało tempa. 
Praca na pełnych obrotach z małymi przerwami. Przy takim gotowaniu bardzo bolały mnie nogi, ale i tak przeskoczyłam podniesioną przez siebie poprzeczkę.







































      W końcu nadszedł czas na ogłoszenie wyników. Stałam i w duchu prosiłam aby szybciej się to skończyło, bo byłam potwornie zmęczona. Po pięknej przemowie przewodniczący jury Mirek Drewniak wręczał uczestnikom pamiątkowe dyplomy i zestawy produktów przygotowane przez sponsorów. Byłam nieziemsko zdziwiona, że mnie jeszcze nie wyczytano i nie sądziłam, że to wszystko tak się skończy. Zostałyśmy tylko dwie, dwie dziewczyny, dwie z Podlasia. Okazało się, że zajęłam drugie miejsce. Ja raczkujący bloger, pierwszy raz gotująca przed jakimkolwiek jury na żywo zdobyłam 1140pt na 1400 możliwych, co jest dla mnie ogromnym sukcesem, w który do końca ciężko było mi uwierzyć.



Jednak to nie był koniec przewidzianych atrakcji. Brak mięsa w posiłkach już mnie nie zaskakiwał, ale pokaz pięknych ciężarówek PARS i owszem. Perełką były warsztaty z Janem Kuroniem, który wyczarował szybkie i niewiarygodnie smaczne. Po tych wszystkich emocjonujących chwilach można było się w końcu zrelaksować. Rozmów, śmiechu nie było końca.
Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki. Jak również: Kasi Szadkowskiej, Markowi Bielskiemu, wspaniałym Jurorom, partnerom, sponsorom, wszystkim uczestnikom, a w szczególności: Joannie Kozłowskiej, Kindze Kręciwilk, Angelice Knop.  
Jak również całej załodze, która dzielnie pomagała nam biegając donosząc i wynosząc wszystko co potrzebne i nie. 
Najbardziej dziękuję tym, którzy mimo mojej nie dość dużej wiary we własne możliwości trzymali za mnie kciuki siedząc w domu, monitorując cały przebieg akcji z monitora komputera. 
Wielkie buziaki dla Ani i Julity. Wiecie Kochane za co!

Największe podziękowania należą się mojemu mężowi. To dzięki niemu robię to co kocham, to on dumnie wspiera mnie w moich wszelkich projektach. 


A książkę polecam. Jest idealnym prezentem, skarbnicą pomysłów i historią garstki blogerów z całej Polski biorących udział w tym konkursie.

8 komentarzy:

  1. Wspomnienia wróciły. Było wspaniale!
    Raz jeszcze wielkie brawa za II miejsce:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne wydanie książki, super zdjęcia no i wielkie gratulacje za 2 miejsce :)
    Elwirko należało ci się, brawo :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pieknie wydana książka to fakt. :) Też ją mam i cieszę sie ze kolezankę swoja tam widzę. Należalo Ci się jak mało komu. Gratuluje!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielkie gratulacje :)
    Elwirka masz talent wielki :)
    Zgadzam się z Martą - należało Ci się !!!

    OdpowiedzUsuń

Jesteś. Napisz coś, będzie mi miło.