Wiem, że tytuł tego postu jest dość kontrowersyjny. Tak samo kontrowersyjny będzie mój osobisty wpis.
Wiele osób boryka się z takim samym problemem co ja. Problemem właśnie z przypiętą łatką wdowy, wdowca. Ja bardziej odczuwam to jako wypalone piętno na czole.
Strata ukochanej osoby jest okrutna, pozbieranie się po niej do łatwych też nie należy. Otoczenie nie pomaga w żadnej z dróg jaką człowiek wybiera. Zamiast wsparcia otrzymujemy to, na co nikt z nas nie zasłużył. Nie mówię tu o ludziach na których naprawdę możemy polegać, którzy będą przy nas w każdej sytuacji. Mówię o tych, którzy nas nawet nie znają, a co gorsze tych, których się szanowało i ceniło.
Tak, czasami nóż w plecy potrafi wbić Tobie bliska osoba.
Moje życie wywróciło się do góry nogami. W jednej chwili zostałam sama z dwujka najukochanszych dzieci, bez środków do życia i w obcym domu. Domu, z którego muszę się teraz wyprowadzić, bo nie mam ochoty się podporządkować i żyć pod czyjeś dyktando. Ale cóż, życie weryfikuje wszystko i nie mi nikogo oceniać.
Wracając do meritum sprawy. Jak to jest żyć jako wdowa. Okropnie. Szczerze powiedziawszy do dupy. Z jednej strony zabija cie tęsknota, z drugiej próbujesz na nowo ułożyć sobie swój własny, mały bezpieczny świat. Jednak z tyloma dziwnymi zakazami, radami, docinkami jeszcze nigdy się nie spotkałam. Jak również z tym, że w takiej sytuacji człowiek staje się oceniany, jest na wiecznym cenzurowanym.
Więc, jako wdowa:
1. Nie możesz wyglądać jak człowiek(nie mówię już jak kobieta) bo otoczenie odbiera to jako próbę chęci zwrócenia na siebie uwagi płci przeciwnej. To tak jakbym nigdy do momentu śmierci męża nie nosiła szpilek (a większość kupiliśmy razem), nigdy nie chodziła w sukience, czy robiła makijażu.
2. Schudła i to bardzo, to przecież nic innego jak "wylaszczenie się". Ale nikt nie zwróci uwagi na to że może zjadają ja nerwy i stres. Że nie da rady po prostu jeść i nie jest to przejaw próby wyglądania bosko.
3. Wyjście na kawę to również zbrodnia, a kawa z kolegą to wyrok śmierci. Nie daj Boże ktoś gdzieś cię podwiezie. Nie wspomnę o zwykłej rozmowie, czy ba o spotkaniu gdzie trzeba podpisać np. umowę w miejscu gdzie nikt nie widzi co robisz. Wchodzisz do czyjegoś mieszkania i wychodzisz po pewnym czasie. Każdy kto to widział już wie co się działo w tych czterech ścianach. A gdyby nawet, to co złego Ci to zrobi? Ubedzie Tobie?!??!
4. Goście. Tak wdowa może przyjmować gości. Jednak tylko płci pięknej. Bo jakikolwiek mężczyzna oznacza znów jedno. Co z tego, że dana wdowa ma sporo znajomych, nie tylko Anię, Kasię, Gosię czy Magdę. Ludzie ona też zna Tomka, Edka, Daniela, ma braci, kuzynów. Ile jeszcze nasłucha się i naczyta o zdjęciu z własnym bratem, które wstawiła na fb. Przecież tak być nie może, że żałoba trwa rok. Kuźwa, żałoba trwa całe życie!
A co, po roku od śmierci zapomina się o wszystkim i żyje się tak jakby nic się nie stało?
5. Wdowa znalazła mieszkanie i je wynajęła. Całe miasto, okoliczne wsie i miejscowości już huczą, że wyprowadza się do faceta. No bo jak inaczej, nie wnikają że ktoś kazał jej opuścić lokal (tylko troszkę w bardziej brutalny sposób, po próbie wzięcia swoich rzeczy usłyszała że ma zabierać wszystko i wypier.... ALE TU NIC NIE JEST JEJ, BO KTOŚ ZA POGRZEB ZAPŁACIŁ ). Cudem udało jej się znaleźć fajne mieszkanie i tak aby dzieci nie musiały zmieniać szkoły, i nie robić im kolejnego armagedonu w życiu. Jednak okazuje się, że teściowie wygonili ją z dziećmi z domu bo jest taka i owaka.
6. Imprezy rodzinne. Wiadomo nikt śmierci nie planuje, a ci co czekali kilka lat na termin ślubu nie zmienią daty ze względu na żałobę jednego z członków rodziny. Wdowa nie może przecież założyć sukienki, zrobić makijażu i iść jakby nigdy nic. To nic, że to wesele brata, że siedzi za stołem i patrzy się jak inni się bawią. Wdowa uslyszy, że to nie przystoi, że powinna siedzieć w domu i nie ma prawa nawet pomyśleć o wyjściu z domu w tm dniu. A grzechem śmiertelnym było pozwolenie córce zatańczyć z własnym chrzestnym i panem młodym w jednym.
7. Rozmowa i śmiech. Wdowa musi być cały czas smutna, zgorzkniała i zapłakana. Nie ważne ile czasu minęło...chociaż spotkałam się z czymś takim, że jak za dużo tego, to też jest niedobrze, bo wdowa sobie nie potrafi poradzić.
Od wyjścia z domu, uśmiechu, spotkania, rozmowy nie stanie się nic złego. Ona pragnie na chwilę się oderwać. Przez chwilę żyć normalnie. A nic nie sprawi, że pozbędzie się z serca i zapomni o osobie z którą spędziła tyle lat.
Od wyjścia z domu, uśmiechu, spotkania, rozmowy nie stanie się nic złego. Ona pragnie na chwilę się oderwać. Przez chwilę żyć normalnie. A nic nie sprawi, że pozbędzie się z serca i zapomni o osobie z którą spędziła tyle lat.
Można tak pisać bez końca.
Teraz podsumujmy:
WDOWA ZOSTAŁA CAŁKOWICIE WYŁĄCZONA Z ŻYCIA. NIE MOŻE DBAĆ O SIEBIE, MUSI CAŁYMI DNIAMI SIEDZIEĆ WRYTA W KANAPĘ, UBRANA W CZARNY WOREK POKUTNY I PRZEZYWAĆ ŚMIERĆ MĘŻA. Z KAŻDĄ PIERDOLĄ MUSI LECIEĆ DO "GŁOWY RODZINY" I RADZIĆ SIĘ CO MA Z CZYM ROBIĆ, BO PRZECIEŻ SAMA SOBIE W ŻYCIU NIE PORADZI. STATUS WDOWY W ROZUMIENIU SPOŁECZEŃSTWA TO CHYBA BYCIE UŁOMNĄ. MUSI SPOWAIADAĆ SIĘ Z KAŻDEGO SWOJEGO RUCHU, DZIECI NAJLEPIEJ ODDAĆ POD ICH OPIEKĘ BO PRZECIEŻ TO NIE SĄ TYLKO JEJ DZIECI( PO ŚMIERCI JEDNEGO Z RODZICÓW ZASŁUGI URODZENIA DZIECI PRZECHODZĄ NA INNYCH CZŁONKÓW RODZINY). SAMA NIE MA PRAWA DECYDOWAĆ. DO WDOWY NIKT NIE MA PRAWA SIĘ ZBLIŻYĆ DO MINIMUM ROKU. PO TYM CZASIE TEŻ ZAPEWNE BĘDZIE ŹLE. BO PRZECIEŻ SZYBKO ZAPOMNIAŁA.
Ja to centralnie mam w DUPIE. Jakby nie patrzec poradziłam siebie sama w najgorszym momencie (kiedy ludzie wspierający mi, że są moją bliską rodziną nie zadzwonili nawet do mnie od momentu kiedy mój mąż trafił do szpitala do dnia dzisiejszego) to teraz gorzej być już nie będzie. Nauczyłam się liczyć na siebie. Znam swoją wartość i wiem jakie mam prawo. Mam takie same prawa jak każdy inny człowiek. Przede wszystkim mam święte prawo do bycia SZCZĘŚLIWĄ. Do bycia WOLNĄ osobą. Kimś kto może robić co CHCE - tak jak każdy człowiek.
Nie ważne co zrobię, to i tak nie zmieni sytuacji, nie podniesie mojego męża z grobu.
NAJWAŻNIEJSZE, ŻE MAM WSPANIAŁĄ SWOJĄ RODZINĘ. KOCHANEGO TATĘ I SIOSTY. TO DZIĘKI ICH WSPARCIU JESTEM TERAZ TU GDZIE JESTEM. NA NICH MOGĘ ZAWSZE POLEGAĆ.
Na terapi na którą uczęszczałam pokazano mi:
-że liczy się tu i teraz, że nie warto tracić sił na coś na co nie mamy wpływu
-że w moim życiu ma mi być dobrze i najważniejsze jest to, abym mogła żyć w zgodzie ze swoim sumieniem. Sumienia innych zostawiam za sobą, bo każdy ma swoje
- że akceptując sytuację, ba nawet rozumiejąc ją nigdy to nie będzie oznaczało, że się zapomni.
- i tak jak napisałam wcześniej. Mam też prawo do szczęścia na tyle, na ile sytuacja pozwala.
- zrozumiałam również, że moje problemy są naprawdę mizerne w porównaniu z sytuacjami z życia innych osób.
Więc ja dziękuję Bogu za to co jeszcze mam i stopniowo otwieram się na to co mogę mieć, bo wiem że życie jest pełne niespodzianek, a po każdej burzy wychodzi słońce.
-że nigdy nie da się wszystkim dogodzić. A ludzie zawsze będą gadać, bez znaczenia co zrobisz. Więc trzeba robić swoje i nie oglądać się za siebie.
A TY OCENIAJĄCY, DAJĄCY TAKIE RADY. WNIKAJĄCY W CZYJEŚ ŻYCIE CZASAMI ZASTANÓW SIĘ CZY WARTO OCENIAĆ KOGOŚ POD KĄTEM SWOICH CHORYCH AMBICJI, SWOICH PRZEKONAŃ NIE ZNAJĄC SYTUACJI. ZOSTAŃ W TYCH PUSTYCH CZTERECH ŚCIANACH, KIEDY DZIECI PÓJDĄ SPAĆ, A TY WPATRUJESZ SIĘ W SUFIT, I KAŻDY NAMNIEJSZY SZCZEGÓŁ PRZYWOŁUJE LAWINE WSPOMNIEŃ. GDZIE DRZWI WEJŚCIOWE JUŻ SIĘ NIE OTWORZĄ Z HARAKTERYSTYCZNYM IMPETEM I NIE ZOBACZYSZ JUŻ NIGDY OSOBY, KTÓRA ODESZŁA.
PROSZĘ PRZEŻYJ TO CO JA, STARĆ TYLE CO JA, PRZEJDŹ SIĘ W MOCH BUTACH I WTEDY MOŻEMY NAPRAWDĘ WRÓCIĆ DO ROZMOWY CO MI WYPADA, A CO NIE. W OGÓLE TO NAJLEPIEJ GDYBYŚ ZAJĄŁ SIĘ SWOIM ŻYCIEM I SKUPIŁ NAD SWOJĄ RZECZYWISTOŚCIĄ. JA SWOJĄ ZAAKCEPTOWAŁAM I STARAM SIĘ Z NIĄ ŻYĆ NAJLEPIEJ JAK POTRAFIĘ. ZROZUM, TO JEST TYLKO MOJE ZYCIE, A NIKT ZA MNIE NIE UMRZE I MAM PRAWO PRZEŻYĆ JE TAK JAK CHCĘ I Z KIM CHCE.
I NAPRAWDĘ MAM W W DUPIE TO CZY TO SIĘ TOBIE PODOBA, CZY NIE.
DAJ CZŁOWIEKU ŻYĆ LUDZIOM NA ICH WŁASNY SPOSÓB. POZWÓL PRZEJŚĆ OKRES ŻAŁOBY TAK JAK TO ONI CHCĄ, A NIE BO TAK SIĘ POWINNO. UWIERZ MI NA SŁOWO, ŻE TEN PIERDZIELONY ROK JEST TYLKO UMOWNY. KAŻDY PRZECHODZI TO INACZEJ. I PAMIĘTAJ, ŻE DLA OSOBY KTÓRA ODESZŁA JUTRO NIE MA ZANCZENIA. DLA OSÓB, KTÓRE ZOSTAŁY TO JUTRO BĘDZIE I TO ONI MUSZĄ ZMIERZYĆ SIĘ Z NIM NIE TY.
TY JEJ NA ZYCIE NIE DAJESZ WIĘC POWIEM KRÓTKO ODPITOL SIĘ I ZAJMIJ SOBĄ. ZAZWYCZAJ POD LATARNIĄ ZAWSZE JEST NAJCIEMNIEJ.
DAJ CZŁOWIEKU ŻYĆ LUDZIOM NA ICH WŁASNY SPOSÓB. POZWÓL PRZEJŚĆ OKRES ŻAŁOBY TAK JAK TO ONI CHCĄ, A NIE BO TAK SIĘ POWINNO. UWIERZ MI NA SŁOWO, ŻE TEN PIERDZIELONY ROK JEST TYLKO UMOWNY. KAŻDY PRZECHODZI TO INACZEJ. I PAMIĘTAJ, ŻE DLA OSOBY KTÓRA ODESZŁA JUTRO NIE MA ZANCZENIA. DLA OSÓB, KTÓRE ZOSTAŁY TO JUTRO BĘDZIE I TO ONI MUSZĄ ZMIERZYĆ SIĘ Z NIM NIE TY.
TY JEJ NA ZYCIE NIE DAJESZ WIĘC POWIEM KRÓTKO ODPITOL SIĘ I ZAJMIJ SOBĄ. ZAZWYCZAJ POD LATARNIĄ ZAWSZE JEST NAJCIEMNIEJ.
Jako bezdzietna rozwódka rozumiem i radzę - niech cudza głupota nigdy nie wygra z Twoją mądrością :) Masz po prostu skarb, którego nikt głupi docenić nie potrafi. Buziaki
OdpowiedzUsuńDziękuję 💋.
UsuńElwirko, co prawda nie jestem wdową, ale kiedy miałam 20 lat umarła moja mama. Miała 43 lata i pokonała ją anoreksja. Mieszkałam wtedy w innym niż rodzinne mieście, studiowalam wymarzony kierunek, właśnie dostałam pierwszą pracę. Przyjechałam do domu pochwalić się rodzicom, że tak wspaniale sobie radzę. Wiedziałam ze kilka dni wcześniej mama trafiła do szpitala. Nie pierwszy raz, więc nie przeczuwalam niczego złego... wieczorem kupiłam całą górę ulubionych owoców mamy, miałam odwiedzić ją z samego rana. Tymczasem zamiast budzika obudził mnie telefon babci, która powiedziała, że mama zmarła w nocy. Pierwszą rzeczą jaką usłyszałam od babci, to to, że to wszystko moja wina. Że śmiałam wyjechać a nie pilnować matki w domu. Później było tylko gorzej. Nie nosiłam czerni (żałobę nosiłam w sercu, nie na sobie), kontynuowałam studia i według niej miałam to wszystko gdzieś. Nie zauważyła,że straciłam NAJWAŻNIEJSZĄ OSOBĘ W ŻYCIU. Przewodniczkę, pomoc, ochronę, nauczycielkę. Zostalam sama na starcie w dorosłe życie. I mimo że babcia juz też nie żyje, to wciaż mam zadrę w sercu.
OdpowiedzUsuńJa też usłyszałam od babci mojego męża, że on nie żyje bo zarobił się na śmierć, aby dzieci miały co jeść. Współczuję, ja mamę też straciłam i wiem o czym mówisz.
UsuńPrzykro to kochana czytać;((((
UsuńMasz prawo Zyc po swojemu..to ze Jego zycie sie skonczylo to Twoje tez ma sie zakonczyc.Masz prawo byc szczesliwa i walczyc o swoje szczescie.Tylko dziadkom nie utrudniaj kontaktow z wnukami,dziadkowie jak i dzieci potrzebuja bycia razem.
OdpowiedzUsuńNie mam takiego zamiaru. Tylko... Moje dzieci same słyszały nie jedna kłótnię, to że dziadek kazał mi wypier... A to są mądre dzieci. I szybko same wyciągają wnioski.
UsuńMoże oni też powinni skorzystać z terapii. Stracili syna a teraz stracą wnuki i tak jak piszesz dzieci są mądre i same wyciągną wnioski. To bardzo smutne jak ludzie potrafią drugim uprzykrzyć życie nawet momencie takiej tragedii, czy myślą że będą żyć wiecznie...śpieszmy się kochać ludzi.....doświadczyli takiego bólu a teraz krzywdzą najbliższych. Życzę ci dobrego życia jesteś młoda jeszcze może los ci to wynagrodzi zmarły mąż zapewne chciałyby abyś była szczęśliwa. Nie kieruj się nienawiścią do teściów bo to niszczy, może oni po prostu się w tym wszystkim pogubili, może jeszcze zrozumieją swoje błędy.
UsuńElwira TAK! trzymaj... to Twoje życie i tylko Twoje decyzje... Mam nadzieję, że po tym co przeszłaś jesteś bardzo silną, samostanowiącą kobietą - tego Ci życzę. I nie przejmuj się tym co mówią i robią inni.. Pamiętaj z nimi nie wygrasz...a jeśli spróbujesz podjąć walkę, to sprowadzą Cię do swojego poziomu i pobiją doświadczeniem. Idź dalej przez życie tak jak TY chcesz! I❤You!
OdpowiedzUsuń💋
UsuńElwira głowa do góry,dasz sobie radę choć by przy pomocy ojca i wspaniałych sióstr,a pamiętaj że kiedyś karma wróci do tego kto kazał Tobie i wnukom w.....ać prędzej jak się może spodziewać.Trzymaj się cieplutko masz dla kogo żyć,a wszyscy w okół niech patrzą siebie a nie obrabiają cudzy tyłek.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń💋
UsuńTeściowie Ciebie nie wygonili , sama się wyniosłaś , nie wiem dlaczego kłamiesz i oczerniasz .
OdpowiedzUsuńKażdy ma swoją prawdę. A jak doskonale wiesz mam nawet dowód na to i dzięki Bogu, że było to powiedziane przy świadkach. Hipokryzja naprawdę nie zna granic.
UsuńA dwa to koniec robienia dobrej miny do złej gry. Wszystko działa w obie strony. Co mam opublikować także i film? Wówczas nie będzie żadnych wątpliwości jak było.
UsuńPo dokładnym przeczytaniu jednak rozumiem co napisałaś, to prawda. Przepraszam za poprzedni komentarz. Trzymaj się i bardzo przepraszam za komentarz
UsuńMiej tyle radości i miłości ile Twoja szalona wyobraźnia ogarnie, bo inni mają klapki na oczach i widzą tylko ciemność życia - buziaki😘
OdpowiedzUsuń💋
UsuńDwa i pół roku temu umarł mój mąż. Nagle. Świat mi się zawalił. Dzieci nie mieliśmy, ale były dwa ukochane psy. Mąż zajmował się naszym domem na wsi, na który ja pracowałam w świecie. Wracałam jedynie na weekendy. W domu mieszkała także teściowa. I po smierci męża zamieszkał jego szwagier. Nie będę opisywał kłopotów jakie z nimi przeszłam i jeszcze przechodzę. Musiałam rozstać się ze swoimi ukochanymi psami. Nie mogły zostać w domu, a ja nie mogłam ich zabrać ze sobą do wynajmowanego pokoiku. Teściowa kazał oddać do schroniska. Nigdy w życiu bym na to nie pozwoliła. Znalazłam im bardzo dobre domy. Z rodziną męża wzięłam definitywny rozwód. Oni zajęli dom, choć prawnie, wyrokiem sądu, mnie należy się 50%. W żałobie nie chodziłam, tyle co w dzień pogrzebu. I naprawdę nie interesowało mnie co ludzie powiedzą. Kolega mój serdeczny jak mnie wcześniej odwiedzał, tak i zaraz po pogrzebie i dalej odwiedza. Ale ja mam taki charakter. Mam w głębokim poważaniu co ludzie powiedzą. Żyję dalej. Bez niego, bez moich ukochanych psów. Jedynie jak jadę na cmentarz i przejeżdżam obok naszego domu, gdzie brama zamknięta na łańcuchy, to za każdym razem odczuwam mocne ukłucie w serce. Zarosnięte, zaniedbane wszystko stoi. Na szczęście mam swoje mieszkanie, nabyte przeze mnie jeszcze przed slubem. I do niego "rodzinka" nie może się przyczepić. Ale z samochodem mam już problem, bo też chcą pieniędzy za niego. Szczególnie "mamuśka", którą się opiekowałam, fundowałam prywatne wizyty lekarskie. Jej sie po synu należy. Siostra - druga, po bracie się należy. Jak wyżej napisałam, 2,5 roku po śmierci a ja z nimi nie mam spokoju, bo chcą zagarnąć wszystko. Całą resztę , czyli życie, ogarnęłam dość szybko. Chyba własnie dlatego, że zdanie innych na mój temat ani trochę mnie nie interesuje i robię to co uważam, że jest dla mnie dobre. Wyobraź sobie, że w dzień śmierci, po powrocie ze szpitala i załatwieniu pierwszych formalności pogrzebowych, poszłam do pizzerii. Sama. A kolejnego dnia, poszłam do fryzjera.
OdpowiedzUsuńDasz i Ty radę ze wszystkim.
mozna znaleźć wpisy pod tagiem "psy".
tak bardzo chaotycznie wczoraj pisałam, bo jednak jakieś emocje jeszcze we mnie siedzą. Do dzisiaj ryczę jak tylko wspomnę moje psy. Łzy same mi sie leją. Nigdy w życiu nie przeżyłam nic bardziej traumatycznego (nawet nagła śmierć męża) jak rozstanie z nimi.
UsuńW pizzerii nigdy wcześniej sama nie byłam. Jakiś taki odruch, zaraz po powrocie ze wsi, kazał mi tam iść. Nie wiedziałam co mam sama ze sobą zrobić. Rodzina męża, czyli matka i siostra zostały tam w domu a ja wracałam sama autobusem do swojego mieszkania. Oni "przeżywali śmierć syna i brata, ja nie. Ja miałam załatwić wszystkie formalności, a przede wszystkim zapłacić za wszystko. Nawet za ich wieńce z wymyślnych i bardzo drogich kwiatów. I cały czas im głównie o to chodziło, żebym wciąż wszystko finansowała. I dopóki nie przejrzałam na oczy, finansowałam. Jeszcze kilka miesięcy to trwało, aż zobaczyłam jak jestem wykorzystywana. No i wtedy zaczęła się jazda z nimi. Musiałam posiłkować się policją. Zadziałali bardzo sprawnie, szwagra przymknęli na 24 godziny a ja miałam tyle tylko czasu, żeby znaleźć dom dla ZJawy. Znalazła i żyje się jej tam bardzo, bardzo dobrze. Skutera, starego psa, brałam ze sobą, myśląc że da radę ze mną w tym wynajmowanym pokoiku. Niestety, nie dał rady, nie potrafił być zamknięty w mieszkaniu. Ale to już inna historia, bardzo bolesna.
Siedziałam wtedy nad tą pizzą i płakałam. Chyba bałam się iść sama do pustego mieszkania.
Bardzo mi przykro.Przeszlaś swoje i to z nawiązką. Ja dziękuję Bogu za dzieci. To jest mój cały świat i to one dają mi siłę. Gdyby nie one, nie wiem co by tak naprawdę się stało ze mną. Mentalnie umarłam razem z moim mężem. Dosłownie i w przenośni. A ta cała sytuacja pokazała mi jacy tak naprawdę są ludzie. Czas zweryfikował wszytko. Pokazał kto jest prawdziwym przyjacielem i prawdziwą rodziną. Ci co powinni zostali, ci co nie powinni odeszli. Małomiasteczkowe podejście do wielu spraw potrafi naprawdę zrujnować życie. Ja, cieszę się, że mam mocny harakter, i o dziwo jestem naprawdę silna. Jednak coś we mnie pękło i postanowiłam napisać prawdę. Może nie powinnam tego robić, jednak siedzieć dalej cicho i mówić, że pada deszcz, kiedy ktoś Ci w twarz pluje też nie można bez końca. Liczę na to, że chociaż jakiś ułamek społeczeństwa zastanowi się przed próbą ocenienia kogoś przez pryzmat siebie. Ta sama sytuacja, jednak ludzie są różni...
UsuńI bardzo dobrze że napisałaś. Wyrzuciłaś z siebie to co najbardziej boli. Ja też trochę napisałam, bo czułam te potrzebę. Malutki kawałek pisałam kilka godzin bo łzy przeszkadzały. No i jak u Ciebie, nastąpiła naturalna selekcja ludzi. Wszyscy moi starzy znajomi zostali dalej przy mnie. Inni różnie. Rodzina męża cała bez wyjątku jest przekreślona . Siostra teściowej niedługo po pogrzebie chciała być lojalna wobec mnie i ostrzegała że choć wie że ja wszystko kupowałam i finansowałam to ona tego już teraz nie powie bo musi trzymać z siostrą. I chodzą takie do kościoła i modlą się. Mam nadzieję, że może jakaś część ludzi faktycznie zastanowi się nad tym, że swoim postępowaniem krzywdzi innych.
UsuńTrzymaj się dzielnie i robi wszystko bez oglądania się na innych co powiedzą. Bądź sobą
Pani Elwiro, ma Pani całkowitą rację!! Robić swoje w zgodzie ze sobą. Dobrze, że ma Pani na kogo liczyć, to ważne. Żałobę ma się w sercu, nie trzeba grać roli pikutnicy. Kiedy ja straciłam bliską osobę usłyszałam mądre słowa:"nie sztuką jest płakać po stracie bliskiej osoby,sztuką jest żyć dalej z tymi, którzy pozostali". Takiej siły Pani życzę. Pozdrawiam serdecznie Magda
OdpowiedzUsuńWitam !Czy ktoś mi podpowie jak odzyskać środki zgromadzone przez zmarłego męża z Offe.Pozdrawiam pogrążonych w smutku .
OdpowiedzUsuńWiem że to późno, ale nie zaglądałam tu. Ja pojechałam do Towarzystwa Ubezpieczeniowego w którym byliśmy zapisani. Wypełniłam druki i dostałam połowę sumy, druga połowa poszla na moje konto. A z ZUS też dostałam środki, jakie zostały pobrane z OFE. I tam wszytko poszło z automatu. Nie musiałam nic wypełniać.
UsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńZnam to doskonałe na własnej skórze. Przykrym jest to że pomimo tego przez co przeszłyśmy jesteśmy tak traktowane, bo nie zasługujemy na to. Ja miałam 25 lat jak mój mąż zginął w wypadku i ledwie 2 miesiące po ślubie. Przeszłam przez wszystkie etapy żałoby, przepracowałam z psychoterapeutą prawie rok, przepracowałam żałobę, zaakceptowałam sytuację i pozwoliłam sobie żyć. 2 lata po śmierci męża zaczęłam spotykać się z znajomym z pracy, po pół roku mi się oświadczył, a w styczniu tego roku wzięliśmy ślub w dobie pandemii w gronie najbliższych dobrze życzących nam osób. I tutaj się zaczęło, właściwie zaczęło się kiedy mój drugi mąż mi się oświadczył, nagle z wspólnych przyjaciół mojego pierwszego męża nie został nikt, przestali się do mnie odzywać, mijali mnie na ulicy, udawali że nie istnieje. No i oczywiście po kątnie słyszałam opinie na swój temat raczej niezbyt pochlebne. Że tak płakała po mężu a tu proszę już zapomniała już ma innego. Teraz już nauczyłam się z tym radzić, ale poczatki były straszne wracałam do domu i emocjonalnie się po woli wykańczałam, że może to rzeczywiście ja robię coś źle. Że nie powinnam, że nie wypada, że może rzeczywiście o nim zapomnę. Dzisiaj wiem że nigdy nie zapomnę o moim pierwszym mężu , a on ma szczególne, ważne miejsce w moim sercu i ciągle go kocham, tylko trochę inaczej niż gdy żył.
OdpowiedzUsuńPo woli nauczyłam się że to jest moje życie i ja je muszę przeżyć sama, nikt za mnie moich butów nie włoży, bo będą mu za ciasne i szybko się wywróci.
Przebolałam wszystkie szykany, i złe spojrzenia obcych czy rodziny mojego męża. Wiem że chodzą na grób sprawdzić czy są świeże kwity i znicze, czy dbam i sprzątam. Wcześniej wysyłali wiadomości ze żaden znicz się nie pali, albo kwiaty zwiędły. Zmieniłam numer, skasowalam ich z portali społecznościowych. Przyjęłam taktykę ze nie istnieją w moim życiu. Słyszę czasami od kogoś znajomego że jeśli o mnie dyskutują w gronie wsplnych znajomych to są opinie że już zapomniałam bo mam nowego męża... Zresztą zaraz po ślubie z moim drugim mężem dostałam wiadomość od brata mojego pierwszego męża że mam się zastanowić czy będę teraz dbać o grób i chodzić na mszę w rocznicę jego śmierci bo mam już nowego męża więc zapomniałam. I napisał to chłopak który tak jak ja ma 29 lat z jedną małą różnicą, ma żonę i dziecko, ma rodzinę. Jedno wiem nie zapomniałem i nigdy nie zapomnę i mimo iż mam drugiego męża którego kocham nad życie, który zmienił mój świat i kocha mnie całym sercem to nadal czasami wracają wspomnienia, wracają łzy, czasami się zamyślam, zasmucam. Wracam wtedy myślami co by było gdyby. Nigdy się nie dowiem co by było gdyby, najwyraźniej taki jest mój los. Ale jedno wiem chcę żyć na własnych warunkach bo mam do tego prawo i Ty też. Przykro mi tylko że jest nas wiele i że tak wiele z nas przechodzi przez wszystkie te przykrości chociaż na to nigdy nie zasłużyłyśmy. Powodzenia, bo długa nasza droga ale ważne aby żyć zgodnie ze swoim sumieniem. Bo żyje się raz, a nasi mężowie chcieli dla nas jak najlepiej.
Długa droga przed nami. U mnie dalej się to wszytko kręci. Co raz zmieniają mi tylko przydomki i snują nowe opowieści, które nijak mają się z prawdą. Trzymam za nas kciuki.
OdpowiedzUsuńJestem 29 letnią wdową od prawie 4 miesięcy. Mam takie same odczucia. Ogólnie ciągle w głowie mi siedzi co ludzie powiedzą, że nie chodzi już na czarno (przecież są upały; po za tym mój mąż nie chciałby abym chodziła czarna i przygnębiona), zrobiła sobie włosy, paznokcie - już zapomniała że jest w żałobie.. Jest mi cholernie ciężko, nie mieliśmy dzieci, teście są moim koszmarem, a nikt z najbliższego otoczenia nie wie jak naprawdę się czuję, zamykam się w sobie i udaje przed innymi, że jest ok. Jedynie otwieram się na terapii, którą rozpoczęłam, każdego dnia nie chce mi się żyć, zwyczajnie nie widzę sensu życia bez męża.
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem was wszystkie, doskonale wiem co przechodzicie..
Współczuję Ci z całego serca. Niebawem u mnie minie 3 lata jak mojego męża nie ma z nami. Cholernie go brakuje...życie się toczy dalej...trzeba rano wstać iść do pracy zająć się dorastającymi dziećmi...aktualnie walczę i siebie. Co chwila wyskakują nowe kwiatki , rodzina mojego męża opowiada cuda. Dalej im to się nie znudziło. Ważne że ja i dzieci mamy się lepiej. Sami sobie, bez nadzoru, wyzwisk, i całej udawanej szopki cudownej rodziny. Nikt nie kontaktuje się ani ze mną ani z moimi dziećmi, no prócz telefonu od ciotki mojego męża, która rozśmieszyła nie tylko mnie swoim nagraniem na pocztę i strasząc mnie kara boża i ucząc skrupułów. A to dlatego, że sprzątam na grobie męża. Na grobie który ją postawiłam, za który sama zapłaciłam. 2 min nawijania i nie padło pytanie jak mają się moje dzieci.aj... nie mi ich oceniać. Trzymaj się ciepło. Nic nie będzie już takie samo, ale warto żyć.
Usuń